Ostatnio brakowało mi inspiracji. Do wszystkiego. Nawet muzyka, która jest pełna kolorów, nie potrafiła wzbudzić we mnie emocji. Kilkakrotnie zgubiłam się w internecie, aby znaleźć coś, co będzie grało w mojej duszy, niestety nic nie znalazłam. To dość ciekawe, żyć przez kilka dni w zawieszeniu. Myślę, że choć raz w życiu każdy czegoś takiego doświadczył, bądź doświadczy. Interesujące jest też to, że nie wiemy, czego nam wtedy brakuje albo, że w ogóle nam czegoś brakuje. Dopiero w momencie, gdy zrobimy to coś, czujemy szczęście, które nas zalewa z każdej możliwej strony. I nagle mamy siłę, żeby zmierzyć się z każdą przeszkodą, która aktualnie zagradza nam drogę.

Jak pewnie wiecie z poprzednich postów, zaczęłam jeździć na rowerze. Moja aktywność jeździecka spadła, ale brakowało mi wiatru we włosach i tak sobie zjeżdżałam z górki, wyobrażając sobie, że jadę na swojej Kuli. Już wtedy czułam się inaczej, zmartwienia po prostu mijały. Jakiś tydzień temu moja Panna M. pojechała z rajdem do innej stajni, aby dotrzymać towarzystwa swoim przyjaciółkom z rodzimego stada w nowym miejscu, ponieważ przez następne kilkanaście dni Holister będzie kończyła przygotowania do próby dzielności. Na początku nie odczuwałam jej nieobecności. W końcu jak jestem chora lub jestem w szkole, to też jej nie widzę. Ale w czwartek w końcu do niej pojechałam i wow, faktycznie brakowało mi tego stworzenia w życiu. Na górze jest pokazane zdjęcie naszego cienia z dziś (12.10). Tylko ja, ona i wiatr (Holi i Damiana też, ale to konie, one wliczają się w krajobraz :D). Miałam też smycz i halter, bo sprowadzałyśmy się z łąki na jazdę, ale to takie cudowne uczucie.
Wyobraź sobie, że siedzisz na rumaku życia. Wokół ciebie są tylko inne konie i bezkres trawy, szalony wiatr rozwiewa twoje włosy i grzywę konia, a wy po prostu w tym tkwicie. Razem.
I to właśnie mnie zmotywowało do czegokolwiek. Do napisania tego postu. I do zainspirowania Was? Liczę, że choć przez moment poczujecie to samo, co ja. Zechcecie oderwać się od tej ponurej rzeczywistości i zrobić coś dla siebie, z kimś, kogo kochacie, lubicie, zwierzętami, ludźmi, roślinami. Posłuchacie wiatru, padającego deszczu, a może po prostu ciszy.
Mam ochotę napisać coś więcej o swoich myszach, opowiedzieć o nich. Przepraszam za brak modelowych postów, ale mam na jutro ambitny plan, aby zrobić coś dla Kaliego lub innego z braci. W międzyczasie możecie dać mi znać w komentarzu, czy chcecie typowo koński post z opisami moich podopiecznych, możecie zadać jakieś pytania/dodać wskazówki, co mogę w nim umieścić. Czy chcecie zasmakować trochę końskiej, rodzinnej historii? Dziękuję za przeczytanie i do następnego!
To chyba pierwszy wpis od dawna, z którego jestem zadowolona.