12/28/2020

Podsumowanie roku.

    Helo! Nadszedł czas podsumowania tego ciekawego roku.

W blogosferze...

Udało mi się opublikować 48 postów, ale nie tym chcę się chwalić. Znów zaczęłam czerpać radość z robienia zdjęć konikom i dzięki temu zaczęłam pisać mini historyjki. To wszystko doprowadziło do zorganizowania pierwszych zawodów, które zainspirowały Was! Jestem bardzo dumna z tego, że udało mi się to wszystko doprowadzić do końca i finalnie wziąć udział w Waszych przedsięwzięciach. Dziękuję i liczę, że to nie będzie koniec!

Świnka Peppa

   Peptoboonsmal to mój czwarty kasztan w kolekcji, może piąty, jeśli doliczę do tego Ceylona. A jednak szósty, bo jeszcze Ruby Night. Poza tym mam jeszcze dwa siwki. Historia tego zakupu jest krótka i śmieszna albo jednak nie. Na początku chciałam kuca indiańskiego, ale nie byłam zdecydowana i go wykupili. Później na stanie ostał się jedynie Pepun i Voyeur. Prawie kupiłam skaczącego gniadosza, lecz finalnie doszłam do wniosku, że nie pasuje do mojego stada. Jest zbyt poważny, a jeden sportowiec z wielkim ego wystarczy, mówię tu oczywiście o wiecznie nadętym Secrecie. 


12/25/2020

Ruby Night

    Helo! Na wstępie chciałabym Wam wszystkim złożyć życzenia. Przede wszystkim zdrowia, szczęścia i mniej zmartwień. Aby następny rok był lepszy i owocny w nowe prace, koniki w kolekcji, umiejętności! 

~~~~

   A dziś przedstawię Wam najnowszą, świąteczną zdobycz, której się spodziewałam. Jest to wałach, według mnie rasy quarter horse, wyprodukowany przez Empire Industries w 2000 roku. Nie wiem zbyt dużo o tej firmie, sprawdzałam ich ofertę na Etsy oraz Ebay'u, lecz swojego egzemplarzu nie znalazłam. Ruby Night, bo tak go nazwałam, jest maści kasztanowatej, ma cztery białe skarpetki. Ze względu na grzywę, uznam, że jest nosicielem genu srebrnego. Jest ukazany w sliding stopie.


12/14/2020

Czarne chmury.

    Dzień dobry. Ach już na wstępie naszło mnie na refleksję... Kiedyś witałam się radosnym Hello! Helo! bądź Cześć Słoneczka albo coś takiego, teraz Dzień dobry i to z kropką, bez wykrzyknika. Mimo wszystko wkładam w to przywitanie tyle miłości, co kiedyś, a może nawet więcej? Jak pewnie już wiecie, zima to najcięższy okres dla mojej twórczej cząstki, nie wiem, dlaczego tak się dzieje, bo osobiście kocham tę porę roku. W tym roku postaram się dodać przynajmniej jeden zimowy post, na każdy miesiąc. Z pewnością pojawi się podsumowanie roku, bo udało mi się tym razem coś osiągnąć i osobiście uwielbiam ten rok pod względem całokształtu uwielbienie nie obejmuje światowych katastrof. Do tego dorzucę post o Peptoboonsmal, mam też kilka nowych zdjęć krówek i koni oraz plan na nowe zawody. Zapisałam już sobie ewentualne poprawki. W sekrecie Wam zdradzę, że tworzę derkę, ale moja psycha wysiada przy dłuższym dzierganiu.


11/22/2020

Śnieżne rozterki.


   Dzień był mroźny, trochę ponury, ale było coś, co go wyróżniało na tle tych innych, szarych, jesiennych dób. Chmury zwisały nisko nad ziemią, wyglądały ciężko, a zarazem spokojnie, gdzieś w oddali przebłyskiwał błękit, pozostałości lata, które wróci dopiero za kilka miesięcy. Na zewnątrz panowała głucha cisza, a to zwiastowało tylko jedno. Śnieg. Tego dnia Ingreed oraz Elise były w domu do późnego popołudnia, zważywszy na pogodę, nie planowały treningu. Jednak chyba każdy, widząc śnieg, zmienia zdanie i jeśli tylko może, leci na dwór, aby móc poczuć tę świąteczną atmosferę. Tak samo było z dziewczynami. Wcześniej sporo czasu dyskutowały na temat koni, które zabiorą na zawody do Stajni Apanama, finalnie postawiły na Fany oraz T-Sash + dwa inne, lecz tutaj jeszcze nie były pewne. Ostatnio pisałam, że Sasha jest na emeryturze, to prawda, ale In doszła do wniosku, że taki wyjazd jej nie zaszkodzi. Wprawdzie dawno nigdzie nie jechały, klacz jednak nadal jest w świetnej formie i bez problemu wystartuje w konkursie klasy CS. Pojedzie na niej Elise, aby się wprawić. To będzie idealny sprawdzian dla jeźdźca. Młodsza panienka Salvatore ostatnio sporo czasu spędziła na młodych koniach, a teraz w końcu będzie mogła skupić się na sobie. Na Fany pojedzie In, wystartują w klasie mini LL, raczej treningowo i dla zabawy. Wszyscy ze stajni liczą, że kucka pokaże, na co ją stać. 

Zdjęcia trochę ciemne, bo było już późno.

Pola, góry i woda - słoneczne zdjęcia.

    Zawsze, kiedy piszę, że mnie nie będzie na blogu, jestem aktywna, jak nigdy wcześniej. Soo... Korzystajmy z tego wszyscy. Dziś kilka fotek z gór, wody i ogródka. Ale na szybko napiszę jeszcze, że raczej nie musimy się martwić o życie Klarysy, bo jest mleczną krową holsztyńsko-fryzyjską. I spadł u mnie śnieg!


11/19/2020

Horacy

    Horacy to mój nowy skarb, który przypadkiem pojawił się w Blue Merlle. Kupiłam go od Oli z bloga Różowa Ameba, polecam z całego serca. Dodatkowo w paczce były domowe pierniki, no jak tu nie doceniać! <3 Przejdę jednak do konia, bo to post o nim.


10/25/2020

Jesienne zdjęcia i stajenne opowiastki.

    Cześć Słoneczka! Ostatnio trochę nostalgicznie podchodzę do świata, a teraz, gdy jest jesień i czuć ją wszędzie, po prostu nie potrafię się odpędzić od wspomnień. Mimo deszczowej i wietrznej pogody, mam masę energii i przez ostatnie dni wzięłam sporo modeli w plener, aby porobić im zdjęcia i właśnie na nich będzie się skupiał dzisiejszy post. Powiem szczerze, że sesja źrebaczkowa, nie była przemyślana. Znaczy była, lecz nie zwracałam za bardzo uwagi na wielkość przedmiotów dookoła i tło. Zależało mi jedynie na uwiecznieniu modelu oraz jesiennym klimacie. Mam nadzieję, że mimo niedociągnięć fotografie Wam się spodobają. :)


Cała gromadka, od lewej: Roszpunka, Mohaymen, Tin Tin, Bon Bons oraz Bianca.


Bon Bons i Bianca.


Zapominam, że źrebaki są wdzięcznymi modelami do pozowania oraz po prostu bycia. Patrząc z dystansu na swoją kolekcję, muszę przyznać, że większość młodziaków to srokacze. :p Nie planowałam tego!


   Zdjęcie Sashy oraz Columbii jest całkiem świeże, nawet nie ostygło, bo zostało zrobione zaledwie kilka godzin temu. Tutaj też laleczki trochę krzywo siedzą, siwka jest nieco prześwietlona, lecz poza tym fotka mi się podoba. Zatęskniłam za scenkami, zabawą, robieniem przejażdżek dla plastikowych ludzików i w ogóle wczuciem się w to wszystko. Myślę, że kobyłom bardzo dobrze zrobił taki wyjazd w teren, Sasha na emeryturze mało pracuje, a całkowite odstawienie od jakiegokolwiek bardziej angażującego ruchu też nie jest dobre, za to Columbia leniła się bez przyczyny, trochę przytyła, ale nie utraciła przez to swojego iberyjskiego wdzięku.


Swego czasu klacze za sobą nie przepadały, ale teraz nawet się lubią. Myślę, że to za sprawą rotacji w stadzie, przybyło sporo nowych koni, w stajni powstały nowe kwatery i z różnych względów po prostu nie mogę wymyślić jakich dziewczyny musiały stać razem. Ich relacje nie były mocno nieprzyjazne, lecz na pastwisku, każdy, kto miał oczy, widział, że nie warto z własnej woli łączyć tych dwóch. Teraz jednak się kolegują, nawet w większym stadzie mają do siebie szacunek, iskają się, są uprzejme i mało kiedy dochodzi do kopania, czy gryzienia. W upalne dni odganiają od siebie muchy.


   Przenieśmy się teraz do lasu, w którym żyją półdzikie konie. Mimo braku palącego słońca, kopytne nadal chętnie wchodzą do rzeki, aby się ochłodzić, czy po prostu pobawić. To samo zrobił dziś Frydlant oraz Frankenstein.
Zdjęcie Frytka nie jest super, lecz nie jest też złe. Ma coś w sobie, myślę, że mogłabym wyciągnąć z niego więcej, ale jestem trochę leniwa i daję Wam prawie surowe ujęcia.


Frank na wielkiej skale.


A tutaj dołącza do niego Frytek. Nie sądziłam, że ogiery tak dobrze się ze sobą dogadają. Na zdjęcia wybierałam konie, które dawno nie opuszczały farmy, a przy okazji są dynamiczne. Na początku miałam trochę meh biorąc tę dwójkę, ale teraz wiem, że było warto. Na koniec jeszcze fotka z brodzenia. Prawie zawału dostałam, gdy Frydlant postanowił się położyć to znaczy wywrócił się w dość szybko płynącej rzece :))).


   Mam nadzieję, że taki krótki reportaż Wam się spodobał. Trochę się wczułam i teraz sobie myślę, że chętnie robiłabym to częściej... A jak wyjdzie, zobaczymy. :D
    Możliwe, że z okazji Halołin i Zaduszek, na blog wpadnie opowiadanie, niekoniecznie o tematyce końskiej, ale będzie magicznie i wciąż o zwierzątkach. <3

10/03/2020

Jesień.

   Cześć. Od czego by tu zacząć. Każdego dnia przyłapuję się na tym, że myślę o blogu, o tym, że muszę coś napisać, że chcę coś napisać, ale kiedy siadam przed komputerem, po prostu mam pustkę w głowie. Przygotowywałam post o moim nowym koniku, ale jakoś nie mam ochoty na dokończenie go. Może to po prostu znak, że powinnam go pokazać teraz, bez zbędnych opisów? Poznajcie Charlotte.


Więcej o Szarlotce możecie przeczytać na blogu Nath - klik
Nadeszła jesień, moja prawie ulubiona pora roku, wiatr, mróz, zimno, blade promienie słońca i beznamiętny krajobraz, ale właśnie wtedy czuję, że żyję. Wszystko zwalnia, czas płynie inaczej.


   Nie wiem jak tu wrócić, żeby było regularnie i dobrze tak, jak kiedyś. Wciąż intensywnie myślę nad konkursem i chyba zacznę w końcu coś dziergać. Ostatnio sporo czasu zabierają mi prawdziwe konie, nie narzekam na to, lecz niekiedy brak mi chwili dla siebie, takiej wewnętrznej. Zaczęłam malować.


Najnowsze dzieło nosi dumne imię "Kalani" na cześć wolności i pasji. 

   W piątek mam zaplanowaną sesję zdjęciową z Mist, przedwczoraj miałam zatkany nos, dziś pobolewa mnie gardło, mimo wszystko mam nadzieję, że nie będę chora do tego czasu. Jeśli tak, to będę płakać. 


   Na dziś to chyba tyle. Wciąż tutaj jestem, czytam wszystkie posty, mniej komentuję, ale nadrabiam, jak mnie wena odwiedza. :D Pozdrawiam ciepło!

9/22/2020

Chwała zwyciężonej.

    Helo! Dziś będzie o klaczy, o której nawet nie myślałam, właściwie nigdy jej nie chciałam, a jednak jakimś cudem pojawiła się w moim życiu. Bo to jest tak, że na stare Schleichy trzeba polować, trzeba kupować z drugiej ręki, a ja po prostu nie mam na to czasu, nerwów ani pieniędzy. Modele nadal są postrzegane przez moją rodzinę, jako zbędne przedmioty, ale nic nie poradzę na to, że lubię je zbierać. Z biegiem czasu jednak przestali zwracać uwagę na koniki, które kupuję, z resztą teraz nie robię tego już tak często. Z racji tego, że mam większy dostęp do sklepów, w których są konie Collecta, przestawiłam się na nie, lecz nie można mieć wszystkiego, w sklepach nie ma modelów, na których mi zależy więc ich też już nie kupuję. Do czego więc dąży ten mój wywód? A no do targów starych rupieci, właśnie stamtąd pochodzi Gloria Victis. Kosztowała 5 złotych, jest w złym stanie, ale jest kompletna i to jest najważniejsze. Zawsze można ją wysłać na malowanie. I ten jeden przypadkowy zakup natchnął mnie do poruszenia tego tematu tutaj. Protip dla biednych studentów, którym zależy na starych modelach w różnym stanie, ale nie mają pieniędzy - odwiedzajcie targi!


   Zapewne sporo osób posiada tę klacz u siebie, więc podaruję sobie typowy opis, a skupię się na jej historii i po prostu powiem co w niej lubię, a co nie. Historia... w sumie jej nie znam, ale ma prawdopodobnie nadgryzione ucho i jest cała poobdzierana. Już widzę, jak jakieś małe bobo z radością rzuca nią o ścianę, wypada przypadkiem  z wózka z lalkami albo porywa ją niesforny szczeniak. Gloria jest zdecydowanie spracowanym modelem i zasługuje na swoje imię. Gloria Victis, czyli chwała zwyciężonym w tym wypadku zwyciężonej. Mimo wszystko klacz wygrała życie, może gdyby nie moja mama, wylądowałaby na śmietniku i została przetopiona na opakowanie od farb? Jak na razie jest u mnie bezpieczna i ma zapewnione dożywocie. 


Powyższe zdjęcie dobrze obrazu jej zły stan, choć mam wrażenie, że przez to jest jeszcze lepsza i bardziej ją lubię. Sam model nigdy mi się nie podobał, chciałam go ewentualnie tylko dlatego, że był stary oraz nosił miano perełki. Teraz całkowicie zwracam honor wszystkim, których ta kobyła urzekła. W sumie najmniej lubię jej głowę, nie wiem jeszcze dlaczego, ale coś mi w niej nie pasuje. Może to zbyt wydatne chrapy albo zbyt mocno zarysowany ganasz z lewej strony lub białka w oczach. Prawa strona prezentowana na zdjęciu wyżej jest idealna.



Nigdy nie rozumiałam fenomenu starych schleichów, oczywiste jest, że były lepiej robione i miały anatomię na poziomie, co nie zmieniało faktu, że nigdy takiego nie miałam i jedynie przyznawałam rację. Jako wymagający kolekcjoner powinnam się przyczepić do braku kasztanów i strzałek, ale nigdy nie byłam wymagająca, zawsze piszę w postach o tych szczegółach, aby w jak najlepszy sposób przedstawić dany model, ukazać jego plusy i minusy. Gloria ich nie ma, ale ma za to podkowy, owijki i koreczki i białko w oczach! I ma zaznaczone na pysku te guzki, z których wyrastają wibrysy.


To zdjęcie pokazało mi pokraczność nowej hanowerki, wcześniej uważałam ją za dość ładną, ale teraz jest komiczna. Mimo wszystko nadal ją lubię, żeby nie było. Po prostu widzę różnicę w tym wszystkim.
Na dziś to już koniec, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Też macie jakieś nowości w kolekcji? Przepraszam za ewentualne niespójności we wpisie, nadal gubię wątek, ale już powoli wracam do normalności. Dziękuję za przeczytanie i do następnego!

9/15/2020

Roszpunka i Lukrecja.

 Helo! Dzisiejszy, nieco spóźniony wpis zostanie poświęcony nowym mieszkańcom farmy. Nie przedłużając, już teraz przedstawię Wam Roszpunkę oraz Lukrecję, oba modele są z firmy Schleich, które przybyły do mnie od Wolfhorse Studio. Są nagrodą, którą udało mi się wygrać w konkursie zorganizowanym na blogu oraz instagramie Wolf. <3 Swoją drogą, czy chcecie, abym opublikowała całe opowiadanie tutaj? Aż mnie nostalgia dopadła, kiedy je zobaczyłam. Przez ostatnie lata nie miałam okazji do kupowania schleichów, sporadycznie coś wpadało mi w ręce, ale tylko tyle. Drugą sprawą jest to, że to już nie są te koniki, co kiedyś i faktycznie, niektóre nowe modele mi się podobają, ale już nie na taką skalę, aby je masowo zbierać. Lecz teraz pojawiła się ona i chyba znów zacznę zwracać uwagę na tę firmę. 


Roszpunka jest klaczą lipicańską, wypuszczoną jako nowość 2017 roku. Już na pierwszy rzut oka widać, że to silne źrebię. Podoba mi się jej rzeźba, jedyna rzecz, która dziwnie na niej wygląda to uszy, odstają jakoś dziwnie i od boku wygląda trochę, jak osioł, ale idzie się przyzwyczaić. Poza tym nie należy do zbyt szczegółowych źrebaków, chociaż ze schleicha do tej pory miałam same ogierki, więc nie mogę za bardzo porównać. Ze szczegółów, na które kolekcjonerzy zwracają uwagę, ma strzałki pod kopytami.






Jak widzicie, dałam sporo zdjęć, a to dlatego, że nie mogę wiele o niej napisać. Jest urocza i właściwie ją polecam, ponieważ jest fajnym źrebakiem. Mimo że jest lipicanem, w mojej stajni jej matkę odegra chyba Enigma, ale jeszcze się zastanawiam, bo Columbia też do niej pasuje, a Eni ma już jednego młodziaka pod opieką. :p 

Lukrecja to słodki labrador wypuszczony również w 2017 roku. Nigdy nie miałam psa ze Schleicha, ale suczka jest przyjemna dla oka i jeśli ktoś choć trochę zna się na psach, to odgadnie, którą rasę prezentuje figurka.




Na koniec został uroczy halter i jestem pełna podziwu, że ludzie są w stanie robić takie małe rzeczy!



Wybaczcie, że wpis jest dość krótki, niedługo nadrobię! 
Pozdrawiam i do napisania!

8/23/2020

Delfina.

   T.Love Warszawa

   Dzień dobry. Nie było mnie tutaj od 22 dni. Oczywiście co jakiś czas sprawdzałam statystyki bloga i regularnie zaglądałam również do Was, ale poza tym jakoś się opuściłam. Byłam na wakacjach, ale ogólnie zauważyłam, że każdy jakoś sobie w tym miesiącu odpuścił, może to dobrze? Przerwa od internetu jest ważna. Teraz już jestem w domu i dopiero się pozbierałam po tym szoku wyjazdowym. Spędziłam łącznie dwadzieścia godzin w pociągu, kilkanaście godzin w autobusie, ale było warto. Nie wzięłam ze sobą żadnego modelu, nie odwiedziłam żadnej stajni, ale po mieście, w którym mieszkałam chodziły kucyki, więc któregoś dnia skusiłam się, aby je pogłaskać, a nawet przytulić. Spotkałam się z przyjaciółką, którą poznałam w blogosferze, to było wspaniałe doświadczenie. Poznać w końcu osobę, z którą piszesz niemal codziennie i w końcu, po tylu latach stajecie twarzą w twarz. Zwiedziłam Gdańsk, oczywiście zahaczyłam o największe, według mnie atrakcje tego miasta, czyli koło widokowe i cudowną karuzelę z konikami. W międzyczasie pojawiły się wyniki matur. Człowiek wiedział, a i tak się łudził, ale spokojnie nie wyszło mi tylko z matmy. W domu urodziły się dwa nowe źrebaki, także nie ma nudy. No i w końcu przyszedł do mnie mój wyczekiwany tygodniami model Elfiny i to właśnie jemu poświęcony jest ten post. Po krótkim wstępie zapraszam do głównej części posta.

   Już w tamtym roku zaczęłam rozmyślać nad tym zakupem, w tym roku z okazji dnia dziecka w końcu się zdecydowałam. Elfina została wyrzeźbiona przez Magdalenę Sendor (inst. magdalenasendor) na podstawie zdjęć, które udostępniłam artystce. Model został wykonany z gliny Super sculpey, był wypiekany. Pies został pomalowany farbami akrylowymi, ma nabłyszczone oczy, nos oraz końcówkę ogona. Nie klei się, ale zastanawiam się nad tym, czy była psikana jakimś werniksem, czy coś. 

Jestem bardzo zadowolona z rzeźby, malowania i ogólnie wykonanej pracy. Delfina powstała w około miesiąc, oddane zostały najważniejsze szczegóły mojego kundla no i po prostu roztapiam się nad tym pieskiem.




Chyba po prostu zostawię tutaj zdjęcia i sami ocenicie, jak wyszła.



Trochę boli mnie spód łapek, ale nie można mieć wszystkiego. Czuję, że wyszłam z opisowej wprawy, a z drugiej strony, jakoś nie umiem oceniać tego psa.

Jeśli macie jakieś pytania na temat figurki/zamawiania itp. piszcie śmiało w komentarzach, ja z całego serca polecam Panią Magdalenę i myślę, że jeszcze niejeden piesek od niej zamieszka w moim domu. 

Tymczasem do następnego!

8/01/2020

Pam - Pamela.

   Dzień dobry! Ostatnio było q&a, a dziś opis mojego cukierka ze Schleicha. Może go kojarzycie po imieniu, a jeśli nie to już spieszę się z odpowiedzią. Pamela to ogier Ardeński 13778 z 2015 roku. Jest niemalże wypłakanym modelem, wywalczonym wręcz. Na wstępie jednak chcę zaznaczyć, że na blogu co jakiś czas będą się pojawiać wpisy o moich starych figurkach, bo 1) chcę uzupełnić stronę z modelami, a mam tam odnośnik do osobnego opisu danego konia na blogu, 2) każdy opis się przyda, myślę, że im więcej opinii, tym lepszą decyzję można podjąć, czy danego konika kupić. Poza tym nie widuję go często na blogach, także liczę, że miło będzie Wam go poznać. :)


   Historia moja i Pam jest bardzo przewrotna, pierwotne miał być to pierwszy koń mojej siostrzenicy, właściwie nadal jest jej koniem, dlatego ma na imię Pam, Pamela to tylko rozszerzenie tego dziwnego imienia. Na szczęście dziecko jest na tyle dobre, że pozwala cioci trzymać wszystkie jej koniki u siebie na półce. Marzyłam o tym ogierku, fakt, byłam w pierwszej gimnazjum, ale to nie moja wina, że dopiero wtedy mogłam sobie pozwolić na spełnianie dziecięcych marzeń. Wydaje mi się, że była jesień, wieczór, moja siostra wróciła z miasta z tymże koniem. Kiedy go zobaczyłam, od razu zabłyszczały mi się oczy, chwyciłam go do ręki, już chciałam biec do siebie do pokoju, kiedy usłyszałam, że nie jest dla mnie. Mój świat przeżył nieduże trzęsienie ziemi, ale pokornie odłożyłam go na stół i poszłam do siebie. Było mi smutno, pamiętam, jakby to było wczoraj. Może nawet uroniłam kilka łez. W sumie teraz mogę się z tego śmiać, ale wtedy do śmiechu wcale mi nie było. Dobra, ale co dalej. Gabi przybyła na górę, porozmawiałyśmy, już nie pamiętam dokładnie tej części historii, lecz finalnie Pam stoi u mnie i nigdzie się nie wybiera. Mili, jako że jeszcze nie za dużo mówiła, nazwała Ardena Pamem, a ja rozszerzyłam to do Pameli, żeby nie było. I tym oto sposobem zyskałam nowego mieszkańca stajni. 


Lubię go za to, że jest bardzo zbity. Koń ma krótką kłodę, zwartą, zad jest rozłupany i spadzisty. Nogi ma grube, lewa tylna jest lekko odstawiona, jakby ktoś go zmuszał do zrobienia kroku do przodu. Poprę swoją teorię tym, że nogi przednie ma z kolei bardziej pod kłodą, nie są ustawione pod kątem prostym, wszystko jednak psuje jego głowa, która jest zwrócona w bok. Ale to może tylko przerwa, a tak naprawdę Pamela próbuje uparcie zostać w miejscu?


Malowanie ciałka jest całkiem znośne, podobają mi się jego cienie, koń nie jest jednolity. Staranność trochę leży, grzywa oraz grzywka są niedomalowane, chociaż to może lepsze niż nadmiar farby. Oczy są jednolicie czarne i jedyne co mnie zastanawia, to te pasy na pysku odchodzące od jego warg. Ciekawy zabieg, na zdjęciu nie są aż tak uwydatnione, jak na żywo. I tutaj zaczynamy rozmyślać nad tym, co autor miał na myśli?


Możliwe, że twórcy chcieli przedstawić Pamelę, jako konia z kurtyzowanym ogonem, ale tutaj coś im nie wyszło, myślę, że nasz koń ma jedynie przycięte włosie i jego ogonek na szczęście nie ucierpiał. Będąc przy dolnych partiach ciała, muszę pochwalić szczotki pęcinowe, które mi osobiście bardzo się podobają. Nie są zbyt gęste, takie w sam raz dla ardena. No i kopytka. Są one zgrabne, rzeźba od  spodu nie powala, kształt jest niekopytny, ale są strzałki, ale na szczęście tego nie widać. Nie ma podków.


Prawie bym zapomniała, oczywiście płeć zaznaczona. A skoro o zapominaniu mowa to wspomnę jeszcze o grzywie, która jest brzydka i płaska i bleh. To im akurat całkowicie nie wyszło, w sumie widziałabym go w irokezie lub całkiem bez? Z pewnością nie w tym falowanym kawałku niczego.



Na koniec zdjęcia z ardenem z Collecty, tak dla porównania. O nim również napiszę, tylko jeszcze nie wiem kiedy. Macie w swojej kolekcji ogiera Schleich, a może planujecie? Jakie jest Wasze zdanie na jego temat? Ja już się żegnam, dziękuję za przeczytanie i do napisania niebawem!