8/23/2020

Delfina.

   T.Love Warszawa

   Dzień dobry. Nie było mnie tutaj od 22 dni. Oczywiście co jakiś czas sprawdzałam statystyki bloga i regularnie zaglądałam również do Was, ale poza tym jakoś się opuściłam. Byłam na wakacjach, ale ogólnie zauważyłam, że każdy jakoś sobie w tym miesiącu odpuścił, może to dobrze? Przerwa od internetu jest ważna. Teraz już jestem w domu i dopiero się pozbierałam po tym szoku wyjazdowym. Spędziłam łącznie dwadzieścia godzin w pociągu, kilkanaście godzin w autobusie, ale było warto. Nie wzięłam ze sobą żadnego modelu, nie odwiedziłam żadnej stajni, ale po mieście, w którym mieszkałam chodziły kucyki, więc któregoś dnia skusiłam się, aby je pogłaskać, a nawet przytulić. Spotkałam się z przyjaciółką, którą poznałam w blogosferze, to było wspaniałe doświadczenie. Poznać w końcu osobę, z którą piszesz niemal codziennie i w końcu, po tylu latach stajecie twarzą w twarz. Zwiedziłam Gdańsk, oczywiście zahaczyłam o największe, według mnie atrakcje tego miasta, czyli koło widokowe i cudowną karuzelę z konikami. W międzyczasie pojawiły się wyniki matur. Człowiek wiedział, a i tak się łudził, ale spokojnie nie wyszło mi tylko z matmy. W domu urodziły się dwa nowe źrebaki, także nie ma nudy. No i w końcu przyszedł do mnie mój wyczekiwany tygodniami model Elfiny i to właśnie jemu poświęcony jest ten post. Po krótkim wstępie zapraszam do głównej części posta.

   Już w tamtym roku zaczęłam rozmyślać nad tym zakupem, w tym roku z okazji dnia dziecka w końcu się zdecydowałam. Elfina została wyrzeźbiona przez Magdalenę Sendor (inst. magdalenasendor) na podstawie zdjęć, które udostępniłam artystce. Model został wykonany z gliny Super sculpey, był wypiekany. Pies został pomalowany farbami akrylowymi, ma nabłyszczone oczy, nos oraz końcówkę ogona. Nie klei się, ale zastanawiam się nad tym, czy była psikana jakimś werniksem, czy coś. 

Jestem bardzo zadowolona z rzeźby, malowania i ogólnie wykonanej pracy. Delfina powstała w około miesiąc, oddane zostały najważniejsze szczegóły mojego kundla no i po prostu roztapiam się nad tym pieskiem.




Chyba po prostu zostawię tutaj zdjęcia i sami ocenicie, jak wyszła.



Trochę boli mnie spód łapek, ale nie można mieć wszystkiego. Czuję, że wyszłam z opisowej wprawy, a z drugiej strony, jakoś nie umiem oceniać tego psa.

Jeśli macie jakieś pytania na temat figurki/zamawiania itp. piszcie śmiało w komentarzach, ja z całego serca polecam Panią Magdalenę i myślę, że jeszcze niejeden piesek od niej zamieszka w moim domu. 

Tymczasem do następnego!

8/01/2020

Pam - Pamela.

   Dzień dobry! Ostatnio było q&a, a dziś opis mojego cukierka ze Schleicha. Może go kojarzycie po imieniu, a jeśli nie to już spieszę się z odpowiedzią. Pamela to ogier Ardeński 13778 z 2015 roku. Jest niemalże wypłakanym modelem, wywalczonym wręcz. Na wstępie jednak chcę zaznaczyć, że na blogu co jakiś czas będą się pojawiać wpisy o moich starych figurkach, bo 1) chcę uzupełnić stronę z modelami, a mam tam odnośnik do osobnego opisu danego konia na blogu, 2) każdy opis się przyda, myślę, że im więcej opinii, tym lepszą decyzję można podjąć, czy danego konika kupić. Poza tym nie widuję go często na blogach, także liczę, że miło będzie Wam go poznać. :)


   Historia moja i Pam jest bardzo przewrotna, pierwotne miał być to pierwszy koń mojej siostrzenicy, właściwie nadal jest jej koniem, dlatego ma na imię Pam, Pamela to tylko rozszerzenie tego dziwnego imienia. Na szczęście dziecko jest na tyle dobre, że pozwala cioci trzymać wszystkie jej koniki u siebie na półce. Marzyłam o tym ogierku, fakt, byłam w pierwszej gimnazjum, ale to nie moja wina, że dopiero wtedy mogłam sobie pozwolić na spełnianie dziecięcych marzeń. Wydaje mi się, że była jesień, wieczór, moja siostra wróciła z miasta z tymże koniem. Kiedy go zobaczyłam, od razu zabłyszczały mi się oczy, chwyciłam go do ręki, już chciałam biec do siebie do pokoju, kiedy usłyszałam, że nie jest dla mnie. Mój świat przeżył nieduże trzęsienie ziemi, ale pokornie odłożyłam go na stół i poszłam do siebie. Było mi smutno, pamiętam, jakby to było wczoraj. Może nawet uroniłam kilka łez. W sumie teraz mogę się z tego śmiać, ale wtedy do śmiechu wcale mi nie było. Dobra, ale co dalej. Gabi przybyła na górę, porozmawiałyśmy, już nie pamiętam dokładnie tej części historii, lecz finalnie Pam stoi u mnie i nigdzie się nie wybiera. Mili, jako że jeszcze nie za dużo mówiła, nazwała Ardena Pamem, a ja rozszerzyłam to do Pameli, żeby nie było. I tym oto sposobem zyskałam nowego mieszkańca stajni. 


Lubię go za to, że jest bardzo zbity. Koń ma krótką kłodę, zwartą, zad jest rozłupany i spadzisty. Nogi ma grube, lewa tylna jest lekko odstawiona, jakby ktoś go zmuszał do zrobienia kroku do przodu. Poprę swoją teorię tym, że nogi przednie ma z kolei bardziej pod kłodą, nie są ustawione pod kątem prostym, wszystko jednak psuje jego głowa, która jest zwrócona w bok. Ale to może tylko przerwa, a tak naprawdę Pamela próbuje uparcie zostać w miejscu?


Malowanie ciałka jest całkiem znośne, podobają mi się jego cienie, koń nie jest jednolity. Staranność trochę leży, grzywa oraz grzywka są niedomalowane, chociaż to może lepsze niż nadmiar farby. Oczy są jednolicie czarne i jedyne co mnie zastanawia, to te pasy na pysku odchodzące od jego warg. Ciekawy zabieg, na zdjęciu nie są aż tak uwydatnione, jak na żywo. I tutaj zaczynamy rozmyślać nad tym, co autor miał na myśli?


Możliwe, że twórcy chcieli przedstawić Pamelę, jako konia z kurtyzowanym ogonem, ale tutaj coś im nie wyszło, myślę, że nasz koń ma jedynie przycięte włosie i jego ogonek na szczęście nie ucierpiał. Będąc przy dolnych partiach ciała, muszę pochwalić szczotki pęcinowe, które mi osobiście bardzo się podobają. Nie są zbyt gęste, takie w sam raz dla ardena. No i kopytka. Są one zgrabne, rzeźba od  spodu nie powala, kształt jest niekopytny, ale są strzałki, ale na szczęście tego nie widać. Nie ma podków.


Prawie bym zapomniała, oczywiście płeć zaznaczona. A skoro o zapominaniu mowa to wspomnę jeszcze o grzywie, która jest brzydka i płaska i bleh. To im akurat całkowicie nie wyszło, w sumie widziałabym go w irokezie lub całkiem bez? Z pewnością nie w tym falowanym kawałku niczego.



Na koniec zdjęcia z ardenem z Collecty, tak dla porównania. O nim również napiszę, tylko jeszcze nie wiem kiedy. Macie w swojej kolekcji ogiera Schleich, a może planujecie? Jakie jest Wasze zdanie na jego temat? Ja już się żegnam, dziękuję za przeczytanie i do napisania niebawem!