9/22/2020

Chwała zwyciężonej.

    Helo! Dziś będzie o klaczy, o której nawet nie myślałam, właściwie nigdy jej nie chciałam, a jednak jakimś cudem pojawiła się w moim życiu. Bo to jest tak, że na stare Schleichy trzeba polować, trzeba kupować z drugiej ręki, a ja po prostu nie mam na to czasu, nerwów ani pieniędzy. Modele nadal są postrzegane przez moją rodzinę, jako zbędne przedmioty, ale nic nie poradzę na to, że lubię je zbierać. Z biegiem czasu jednak przestali zwracać uwagę na koniki, które kupuję, z resztą teraz nie robię tego już tak często. Z racji tego, że mam większy dostęp do sklepów, w których są konie Collecta, przestawiłam się na nie, lecz nie można mieć wszystkiego, w sklepach nie ma modelów, na których mi zależy więc ich też już nie kupuję. Do czego więc dąży ten mój wywód? A no do targów starych rupieci, właśnie stamtąd pochodzi Gloria Victis. Kosztowała 5 złotych, jest w złym stanie, ale jest kompletna i to jest najważniejsze. Zawsze można ją wysłać na malowanie. I ten jeden przypadkowy zakup natchnął mnie do poruszenia tego tematu tutaj. Protip dla biednych studentów, którym zależy na starych modelach w różnym stanie, ale nie mają pieniędzy - odwiedzajcie targi!


   Zapewne sporo osób posiada tę klacz u siebie, więc podaruję sobie typowy opis, a skupię się na jej historii i po prostu powiem co w niej lubię, a co nie. Historia... w sumie jej nie znam, ale ma prawdopodobnie nadgryzione ucho i jest cała poobdzierana. Już widzę, jak jakieś małe bobo z radością rzuca nią o ścianę, wypada przypadkiem  z wózka z lalkami albo porywa ją niesforny szczeniak. Gloria jest zdecydowanie spracowanym modelem i zasługuje na swoje imię. Gloria Victis, czyli chwała zwyciężonym w tym wypadku zwyciężonej. Mimo wszystko klacz wygrała życie, może gdyby nie moja mama, wylądowałaby na śmietniku i została przetopiona na opakowanie od farb? Jak na razie jest u mnie bezpieczna i ma zapewnione dożywocie. 


Powyższe zdjęcie dobrze obrazu jej zły stan, choć mam wrażenie, że przez to jest jeszcze lepsza i bardziej ją lubię. Sam model nigdy mi się nie podobał, chciałam go ewentualnie tylko dlatego, że był stary oraz nosił miano perełki. Teraz całkowicie zwracam honor wszystkim, których ta kobyła urzekła. W sumie najmniej lubię jej głowę, nie wiem jeszcze dlaczego, ale coś mi w niej nie pasuje. Może to zbyt wydatne chrapy albo zbyt mocno zarysowany ganasz z lewej strony lub białka w oczach. Prawa strona prezentowana na zdjęciu wyżej jest idealna.



Nigdy nie rozumiałam fenomenu starych schleichów, oczywiste jest, że były lepiej robione i miały anatomię na poziomie, co nie zmieniało faktu, że nigdy takiego nie miałam i jedynie przyznawałam rację. Jako wymagający kolekcjoner powinnam się przyczepić do braku kasztanów i strzałek, ale nigdy nie byłam wymagająca, zawsze piszę w postach o tych szczegółach, aby w jak najlepszy sposób przedstawić dany model, ukazać jego plusy i minusy. Gloria ich nie ma, ale ma za to podkowy, owijki i koreczki i białko w oczach! I ma zaznaczone na pysku te guzki, z których wyrastają wibrysy.


To zdjęcie pokazało mi pokraczność nowej hanowerki, wcześniej uważałam ją za dość ładną, ale teraz jest komiczna. Mimo wszystko nadal ją lubię, żeby nie było. Po prostu widzę różnicę w tym wszystkim.
Na dziś to już koniec, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Też macie jakieś nowości w kolekcji? Przepraszam za ewentualne niespójności we wpisie, nadal gubię wątek, ale już powoli wracam do normalności. Dziękuję za przeczytanie i do następnego!

9/15/2020

Roszpunka i Lukrecja.

 Helo! Dzisiejszy, nieco spóźniony wpis zostanie poświęcony nowym mieszkańcom farmy. Nie przedłużając, już teraz przedstawię Wam Roszpunkę oraz Lukrecję, oba modele są z firmy Schleich, które przybyły do mnie od Wolfhorse Studio. Są nagrodą, którą udało mi się wygrać w konkursie zorganizowanym na blogu oraz instagramie Wolf. <3 Swoją drogą, czy chcecie, abym opublikowała całe opowiadanie tutaj? Aż mnie nostalgia dopadła, kiedy je zobaczyłam. Przez ostatnie lata nie miałam okazji do kupowania schleichów, sporadycznie coś wpadało mi w ręce, ale tylko tyle. Drugą sprawą jest to, że to już nie są te koniki, co kiedyś i faktycznie, niektóre nowe modele mi się podobają, ale już nie na taką skalę, aby je masowo zbierać. Lecz teraz pojawiła się ona i chyba znów zacznę zwracać uwagę na tę firmę. 


Roszpunka jest klaczą lipicańską, wypuszczoną jako nowość 2017 roku. Już na pierwszy rzut oka widać, że to silne źrebię. Podoba mi się jej rzeźba, jedyna rzecz, która dziwnie na niej wygląda to uszy, odstają jakoś dziwnie i od boku wygląda trochę, jak osioł, ale idzie się przyzwyczaić. Poza tym nie należy do zbyt szczegółowych źrebaków, chociaż ze schleicha do tej pory miałam same ogierki, więc nie mogę za bardzo porównać. Ze szczegółów, na które kolekcjonerzy zwracają uwagę, ma strzałki pod kopytami.






Jak widzicie, dałam sporo zdjęć, a to dlatego, że nie mogę wiele o niej napisać. Jest urocza i właściwie ją polecam, ponieważ jest fajnym źrebakiem. Mimo że jest lipicanem, w mojej stajni jej matkę odegra chyba Enigma, ale jeszcze się zastanawiam, bo Columbia też do niej pasuje, a Eni ma już jednego młodziaka pod opieką. :p 

Lukrecja to słodki labrador wypuszczony również w 2017 roku. Nigdy nie miałam psa ze Schleicha, ale suczka jest przyjemna dla oka i jeśli ktoś choć trochę zna się na psach, to odgadnie, którą rasę prezentuje figurka.




Na koniec został uroczy halter i jestem pełna podziwu, że ludzie są w stanie robić takie małe rzeczy!



Wybaczcie, że wpis jest dość krótki, niedługo nadrobię! 
Pozdrawiam i do napisania!