Nie wiem, co więcej o nim napisać. To chyba pierwszy pies, którego traktuję, jak prawdziwy model kolekcjonerski. Poniżej reszta zdjęć, krótko i na temat. Do napisania!
9/08/2019
Skarb ziemi.
Hejka. Jak widzę początek roku zebrał już swoje blogowe żniwa, nawet u mnie, bo chociaż miałam w miarę luźny tydzień, to nie miałam czasu odpisać na komentarze, a ostatni post dodałam z automatu i wleciał z wielkim dopiskiem GOTOWE. Dziś post na świeżo o podziemnym znalezisku. Wygląda na to, że zbieractwo w mojej rodzinie jest dziedziczne, rano mój tato odnalazł w ziemi ołowianego pieska. Podejrzewam, że jest rasy Chow Chow, ale nie jestem pewna. Niestety stracił nogę, ale to nie odbiera mu uroku.
Przedstawiam Amour Plastique. Nie sądziłam, że będzie z niego tak ładny osobnik. Nadal jest lekko zabrudzony, ale nie byłam w stanie oczyścić go całkowicie. Jestem pod wrażeniem rzeźby i detali. Jedyne, co mnie w nim zaskoczyło, to wielkość. Na zdjęciu wydawał się sporym psem, a ma niecałe 4 centymetry w uszach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ładny piesio, z chęcią bym takiego przygarnęła. Będziesz próbowała "doszyć" pacjentowi nogę? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Chyba nie, zostanie taki jaki jest. Pozdrawiam!
UsuńCudny, trafia w mój kolekcjonerski gust zupełnie. Materiał, kolor, historia - wszystko. Chyba najbardziej niezwykły w Twojej kolekcji - nie ujmując nic reszcie modeli, które jednak są firmowe i powtarzalne c;
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę, ma w sobie to "coś", aż chce się na niego patrzeć. <3
UsuńBardzo ładny, choć gdyby nie związana historia "wydobycia" to chyba nie wzbudzałby wielkich emocji. Właśnie, pobawisz się w weta i dorobisz mu nóżkę? :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jak pisałam wyżej raczej nie, nie czuję się na siłach na takie eksperymenty.
UsuńRównież pozdrawiam!
Uwielbiam sentymenty (czasami się za to nienawidzę) więc skoro owa figurka ma więcej, niż kawał plastiku to cenniejsza jest o stokroć, mimo zniszczeń.
OdpowiedzUsuńJa miałam kiedyś figurki koni rycerskich po moim tacie (wielkością zbliżone do Sm, nawet mniejsze) i do dziś je uwielbiam ;)
Pozdrawiam!
Ja mam kilka plastikowych koni z dzieciństwa, też jakieś wojenne są i również za nimi przepadam, mimo że w tym przypadku jest to niemal goły plastik popaćkany farbą (w większości już zeszła, to dlatego). Mniej ważnymi sentymentami są też schleichy, zwłaszcza siwa klacz Shire. :") Pozdrawiam!
Usuń