Tego nikt się nie spodziewał, a już na pewno nie ja. Po kilku latach od sprzedania prawie wszystkich breyerów trad, do drzwi mojego domu zapukała Ona. Byłam pewna, że już zakończyłam etap kolekcjonowania wielkich koni, a tu bęc. Wszystko zaczęło się od przeglądania Łinted, nie wiem dlaczego, ale palce same pokierowały się ku klawiszom, układając z nich słowo "Hwin". Było kilka drogich sztuk, których nie brałabym pod uwagę i jedna ogromna okazja od Wolfhorse studio. Decyzja była szybka, kontakt i wysyłka bezproblemowe. No i dziś rozpakowałam to cacko z kartonu. Dawno się tak z konika nie cieszyłam. Po tym, jak euforia przeszła, doszłam do kilku wniosków. To nie tak, że nie lubię breyerów, po prostu miałam modele, które mi się nie podobały? Po drugie, chyba muszę sobie dać czas do namysłu, żeby mądrze podjąć decyzję. Wiecie od ilu lat chciałam kupić Hwin? Czas przed założeniem bloga, czyli plus sześć lat. Pierwszy raz zobaczyłam ją na zdjęciu Nathing, kiedy pokazywała mi część swojej kolekcji jeszcze na howrsowej korespondencji! To oznacza, że przynajmniej trzy lata namysłu to dobry deadline.
Wrażenie ogólne
Nie jest tak ogromna, jak myślałam. Bardzo ładna rzeźba, mało błędów fabrycznych - wielki plus. Ogon trochę mi się nie podobał, lecz na żywo fajnie się układa, ma ładny kształt i już tak nie razi ten "wachlarz". Ma w sobie to "coś". Ujmujący element, który znajduję w modelach vintage, czy mojej rodzinie arabskiej spod dłuta Herssa. To głupie, ale klacz sprawia wrażenie, że ma swój charakter.
Utwierdziła mnie w przekonaniu, że bardzo nie lubię swojego Secretariata i wszystkich innych moldów, które przewinęły się przez moje ręce. A może winą jest ich kasztanowatość? :p Nie no, chyba nie. Z okazji zakupu weszłam na sklep pooglądać inne koniki i Cossaco robi wrażenie, z Classiców bardzo interesująco wygląda dębujący gniady mustang. No ale, co ja robię... Nie mam już miejsca na konie, pozostańmy przy tym, że nie przepadam za kolekcją w skali tr.
Na dziś to wszystko, dzięki za przeczytanie i do następnego!
Gratuluję nowej figurki! Muszę przyznać, że podoba mi się jej głowa, za to zlewająca się kolorystycznie grzywa - niekoniecznie. Najważniejsze, że trafiła w Twój gust. Tak, czas na przemyślenie zakupu to ważna sprawa - przyznaję Ci rację chwilę po spontanicznym nabyciu kucyka 😜 ale poważnie, mam wrażenie że z jednej strony takie wyczekiwane x lat modele cieszą bardziej niż nowości. Choć z drugiej strony - może się okazać że nam się odwidziały i wcale nie wywołują efektu łał, ale to też nie problem, żeby je podać dalej.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz gratki, pozdrawiam!
Dziękuję bardzo! Minęło trochę miesięcy i nie żałuję jej zakupu. :p
Usuń