6/22/2020

Przygoda Życia

   Cześć! Planowałam dłuższy wpis o swoim modelu Rottweilera oraz o kolekciakach, ale chwilę po piątkowej maturze z geografii wsiadłam w auto i zjechałam całą Polskę, aby dotrzeć na wyspę Wolin na Noc Kupały, aby trochę się poprzebierać i wziąć udział w fajnej imprezie. Drugi raz w życiu byłam nad morzem i rzuciłam wszystko, aby móc tam pojechać. Na miejscu okazało się, że do morza mam kawałek, ale spędziłam trzy dni w cudownym skansenie i był tam koń! Klacz ma na imię Sławka i wygląda, jak kn, ale to zdecydowanie była jakaś mieszanka. Jest już starsza i widać, że ma dość turystów, ale myślę, że względnie mnie zaakceptowała, jako swojego obserwatora.


No, ale dobrze, zmieńmy temat. Skoro morze to i zdjęcia, prawda? Wzięłam ze sobą tylko jeden model, a była to Dolce Vita, ponieważ jako jedyna kojarzy mi się z nadmorskim klimatem. Miałam ambitne plany, lecz moje oczy nawet nie ujrzały plaży. Zadowoliłam się kawałkiem pomostu i pięknym miastem w tle. Zrobiłam jedno znośne zdjęcie, ale i tak nie jest ładne. Uznajmy je po prostu za pamiątkowe zdjęcie na pomoście.


Przechylone i w ogóle.

W niedzielę koło godziny 16 wsiadłam wraz z szefową w busa i ruszyłyśmy w drogę powrotną. Miałyśmy zostać na noc w Berlinie i właśnie w tym momencie rozpoczyna się przygoda. Poza pierwszym nocowaniem w namiocie i życiu bez prądu ani bieżącej wody, kawałek za granicą nasze autko przestało współpracować. Pierwszy raz jechałam lawetą, nie wiedziałam, gdzie jestem i co mam robić. Pierwszy raz się bałam. To chyba w ogóle był weekend rzecz, które robiłam pierwszy raz w życiu. Język niemiecki zdawałam na maturze, rozumiałam wszystko, ale żeby odpowiedzieć to już słabo. Na szczęście Asia załatwiała formalności i dotarłyśmy bezpiecznie do hotelu. I tak oto wylądowałyśmy w pięknym Prenzlau. Właśnie tam ujrzałam pierwszego, niemieckiego Rossmana i zapragnęłam kupić sobie konika, aby mieć jakąś pamiątkę z tej niesamowitej podróży.

W tym się zakochałam.

Myślę, że gdybym podchodziła do tego z myślą, że przydarzyło mi się jedno wielkie nieszczęście, słabo bym się bawiła, byłby to najgorszy i najbardziej deszczowy wypad w moim życiu. Nie było tak, w końcu mogłam oderwać się od rzeczywistości, stać się kimś innym. Mogłam wsłuchiwać się w nieczyste dźwięki dud(tego instrumentu) i obserwować lekko falującą wodę. Nie miałam obowiązków, czas się nagle zatrzymał, ważne było tu i teraz. Polecam Wam wszystkim gorąco choć raz na jakiś czas oderwać się od swojego życia i zrobić to, na co naprawdę macie ochotę od bardzo dawna, dajcie szansę swoim marzeniom.

Po lewej widać moją osadę.
  Pobyt w Prenzlau wspominam bardzo dobrze. Następnego dnia(poniedziałek/dziś) auto zostało wzięte do naprawy i już o 12 byłyśmy w drodze do wyśnionego Berlina. Szczerze po tym, co widziałam w Prenzlau, liczyłam, że stolica Niemiec będzie równie piękna. Niestety zawiodłam się, ale teraz po czasie mogę uznać, że samo miasto też coś w sobie ma, coś co przyciąga i z chęcią tam kiedyś wrócę. Dobrze, znalazłam galerię. Pamiątki dla znajomych udało mi się kupić w Polsce, ale dla siebie wciąż nic nie miałam i tutaj pojawia się kolejny ukochany, drogeryjny sklep. Ogólnie byłam przekonana, że są tam jedynie Collecty tak, jak u nas. Byłam bardzo zdziwiona, kiedy na półce zobaczyłam najnowsze Schleichy. Mniej więcej dziesięć minut zajęło mi podjęcie decyzji co do tego, który koń wraca ze mną do domu. Z racji wyjątkowości mojej podróży postanowiłam nieco zaszaleć i wybrałam model za całe 12,99 euro.


Dla zainteresowanych szybki spis cen według kropek, może ktoś wybiera się w tym roku na wakacje za granicę c;

  • zielona kropka - 3,99€
  • niebieska kropka - 4,49€
  • czerwona kropka - 4,99€
  • żółta kropka - 5,99€
  • szara kropka - 7,99€
  • brązowa kropka - 8,99€
  • duże jednorce/unipegi - 14,99€
  • źrebaki - 7,99€

Wybaczcie brak jakiegokolwiek tła, ale zdjęcie dosłownie z kolan.
I tak oto Berliner Mangos dołączyła do mojego stada. Jej szczegółowy opis pojawi się na dniach. Teraz trochę popiszę na temat jej imienia, bo nie jest ono przypadkowe. Oczywiście już przed zakupem wiedziałam, że imię musi zawierać słowo Berlin. W trakcie jazdy zastanawiałam się nad tym wszystkim, akurat przegryzając chipsy z mango. Doszłam do wniosku, że lubię smak tego owocu, więc może warto ozwać nim nowego konia? Trochę poczytałam, pomyślałam i w końcu podjęłam decyzję, że klacz będzie nosiła cudowne, wyżej wymienione imię znaczące dosłownie berlińskie mango. Wróżę jej sportową karierę u boku Ingreed.

Tutaj jedno z Berlińskich osiedli.
   Krótkie podsumowanie. Jestem zadowolona z przebiegu tych kilku dni. Liczę, że post Was nie znudził i jest ok i nie przeszkadza Wam, że nie jest o modelach, a po prostu o mnie i świecie, podróży? Wpis o koniku prawdopodobnie jutro i o pozostałych modelach itp. też pojawi się na dniach.

Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam!

10 komentarzy:

  1. Ooo! Ale musiało być fajnie! Gratuluję też nowego konika, czekam na jego głębszy opis!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Opis już jest, również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Jeden z ciekawszych postów jakie widziałam! Podróże z przygodami są najlepsze, a wspomnienia zostają na całe życie. Sama chętnie bym się w taką podróż wybrała, choć na razie na nic się nie zapowiada.
    Gratuluję klaczki, jest prześliczna <3
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spontaniczne są najlepsze. :D
      Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  3. To musiała być ciekawa przygoda! Uwielbiam co jakiś czas zmieniać otoczenie żeby spojrzeć na moją codzienność przez inny pryzmat. Byłam w Berlinie kilka lat temu i zachwycił mnie a jednocześnie delikatnie rozczarował :P. W każdym razie chętnie się tam wybiorę ponownie.
    Gratuluję nowej figurki i pamiątki w jednym :).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie same odczucia co do tego miasta i też z chęcią je ponownie odwiedzę. :D Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  4. Mnie tam zdjęcie Dolce Vity się podoba,mnawet bardzo; początkowo w ogóle nie zauważyłam, że jest krzywe. W ogóle ładne zdjęcia wstawiłaś.
    Co do podróży, to aż przypomniała mi się wycieczka na Ukrainę. To niesamowite, jak w jednej chwili człowiek jest tu i przejmuje się byle pracą domową, a w następnym momencie znajduje się już w zupełnie innym miejscu, zostawiając codzienność za sobą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję za pochwałę, czuję się doceniona. Zdecydowanie w tych podróżach jest coś niezwykłego, aby tylko więcej ich było...

      Usuń
  5. Łał, musiało być fajnie! Zawsze zazdrościłam ludziom takiej spontaniczności w działaniu, że w jednej chwili robią coś kompletnie zwykłego, a w następnej jadą na drugi koniec Polski. Ja lubię mieć minimum tydzień na przygotowanie psychiki, apteczki, listy rzeczy do zabrania i telefonów alarmowych, na wszelki wypadek. Niemniej zgadzam się, że odcięcie się od wszystkiego w jakimś innym miejscu to jedna z najlepszych rzeczy, jakie można zrobić, aby złapać trochę dystansu do życia. Pozwolę sobie wydłużyć jeszcze bardziej ten komentarz małą anegdotką :-P mojej znajomej wystarczyło pojechać tylko kilka kilometrów za miasto, żeby zobaczyć wodę po łydki - skutek ostatnich ulew. Kiedy nam (grupie panikującej przed zaliczeniem) o tym powiedziała, to ów zaliczenie przestało być takie bardzo straszne i ważne...
    Cieszę się, że miałaś ciekawą wycieczkę i wrzuciłaś w ogóle ten post, tematyka nie-modelowa absolutnie mi nie przeszkadza, przeciwnie wręcz.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo to bardzo mi miło, postaram się jakoś połączyć wpisy o modelach i te bez nich. :D A co do wody po łydki, to gdybym się dowiedziała, że gdzieś niedaleko mnie jest, to też bym pojechała. :D U mnie na szczęście woda nic nie zniszczyła, poza ogrodem, ale już wszystko naprawione.
      Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń